Darmowe narzędzie do tłumaczeń stron internetowych
FreeWebsiteTranslation.com

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi benasek z miasteczka Berlin. Mam przejechane 7896.00 kilometrów w tym 833.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

Archiwum bloga

Radio Kriola
Moje zagadki

Te browarki degustowałem

Beercaps from tasted beers

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2007

Dystans całkowity:241.00 km (w terenie 4.50 km; 1.87%)
Czas w ruchu:03:30
Średnia prędkość:16.57 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:80.33 km i 3h 30m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
55.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Karup - Herning - Karup.<br

Piątek, 30 listopada 2007 · dodano: 30.11.2007 | Komentarze 1

Karup - Herning - Karup.

Po pracy korzystajac z jako takiej pogody pojechalem na pizze do Herning. Trasa jest o tyle fajna ze prowadzi przez caly czas stara droga kolejowa. Szyn juz nie ma, rozebrane zostaly dawno temu, za to wykorzystano teren, polozono kostke i asfalt i jest ok 50 km pieknego szlaku. Mozna tu zerwac nogi. Ja jednak spokojnie, ok 20km/h zblizalem sie do miasta. Po drodze nic szczegolnego nie widzialem, wiec zaczalem juz fotografowac mijajace stare domy. Oto jeden z nich. To przy okazji restauracja o wdziecznej nazwie: Røde Okse czyli Czerwony Wol. Obiecalem sobie ze zajrze tam kiedys. Herning to miasto nie wyrozniajace sie niczym szczegolnym. W centrum maja ladny deptak ktory ciagnie sie ok pol kilometra. Szukalem pubu w ktorym podaja Guinnessa, ale go nie znalazlem. Jeszcze niedawno byl. Czyzby zapadl sie pod ziemie? wiec na pizze. Miejsce do ktorego z takim zapalem dzis wybieralem znajduje sie blisko dworca. Na dzien dzisiejszy jest to najmniejsza pizzernia w ktorej kiedykowiek bylem moze to Najmniejsza Pizzernia Swiata? Powierzchnia dla klientow ma ok 3 m kw, o stoliku nie moze byc mowy. I tak dobrze ze jest telewizor i lada. Na stojaco moga tu najwyzej zjesc 3 osoby a i tak juz bedzie ciasno.
- Pizze poprosze - mowie
- Na miejscu ?
- Zjem na zewnatrz.
Za pewien czas facet, wygladajacy na mieszkanca Bliskiego Wschodu podaje mi to co chcialem.
- Place cos? Pytam grzecznie.
- ??
- Nie jestem przypadkiem milionowym klientem tej pizzerni? Pytam znow.
Nie nie, nareszcie do niego dotarlo ze probowalem zartem zjesc na tzw "krzywy ryj"
- Wszystko 25 Koron
- Tak, dziekuje.
Zabieram pizze i wychodze. Zjadam i wracam do domu. Powrot - ta sama droga ale juz w innych warunkach bo o zmroku.
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
128.00 km 4.50 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Rano wyjmuje rower a

Sobota, 24 listopada 2007 · dodano: 24.11.2007 | Komentarze 11

Rano wyjmuje rower a tu sasiad wita mnie pytaniem:
- Gdzie sie dzis wybieramy?
- Jade... szukac wiosny.
- Wiosny? W listopadzie? Chyba zimy. Zatrzymuje sie na chwile myslac zapewne ze mi sie cos pomylilo.
- Zima wlasnie sie zaczela, teskno mi juz za wiosna, jade sprawdzic czy gdzies jej nie ma - mowie.
Wydawalo mi sie ze mruknal slowo wariat, ale nie bylem pewny. Nie jest w takim razie jedynym co mnie tak nazywa... Najpierw jade na Viborg, pedze i sie smieje. Mam dzis wiatr w plecy, moge gnac jak opetany... O powrocie nie mysle. Na pewno wieczorem sie wiatr zmieni i bedzie ok - mysle zadowolony. Na drodze pusto, na trawie szron. Towarzysza mi buszujace w krzakach kosy. Probuje im zrobic fotke, ale nie maja na to ochoty i uciekaja. Nie to nie. Jade dalej, widze obok lezacy rower. Ten musi lezec od ok 2 tygodni. Gdzieniegdzie widac juz slady rdzy. Za kazdym razem jak jade widze ich conajmniej kilka. Nie wiem, dlaczego ktos je porzuca, czyzby sie na dany model obrazil ? Nadal z grubsza funkcjonuje tu zasada: Nie twoje nie dotykaj. Trzymam sie jej. Moze jednak ktos go sobie na chwile "pozyczyl" i tu oddal? Wjezdzam w las. Fajnie tu. Brakuje tylko do tej scenerii troli, krasnoludkow i innych stworzen. Zapewne wychodza dopiero o zmierzchu. Unikaja ludzi. Zaczalem wyobrazac sobie ich harce i swawole jakie urzadzaju tu wieczorem i w nocy. Nie chce mi sie jednak czekac tak dlugo. Moze w drodze powrotnej sie przyslucham? Wjezdzam do Viborga. Historyczne miasto ze znana katedra. Mnie oprocz niej zainteresowalo drzewo jablkowe. Ani jednego listka, same owoce. Przez miasto tylko przejezdzam, nie zatrzymuje sie. Nie mam czasu, tak ze po chwili widze juz tylko panorame miasta ze wspomniana katedra w roli glownej. Za miastem otwarta przestrzen. Tu dopiero wiatr mi sprzyja. Jade zadowolony. Mialem zamiar odwiedzic muzeum rowerow ale wlasnie sie dowiedzialem, ze jest zamkniete. Trzeba sie wczesniej umowic. Otworza gdy przyjdzie wiosna, informuja mnie. Acha... No trudno. Mam nadzieje ze chociaz w Klejtrup mi sie poszczesci. Jest tu rzecz godna obejrzenia. Pewien facet stworzyl na jeziorze mape swiata, z ziemi i kamieni. Wyglada to naprawde fajnie. Dojezdzam. Glucho, cicho. Pozamykane na cztery spusty.
- Kiedy tu otwieraja? Pytam sie kogos.
- Dopiero na wiosne. Odpowiada. No ladnie.
- Przyjechalem 60 km na rowerze by to zobaczyc mowie.
- Wiosna bedzie, otworza.
A niech to...Wiosna...
Robie w takim razie zdjecie jednemu z domkow w tej wsi. Jechac do tego Hobro czy nie? Zastanawiam sie. Jade. Towarzyszy mi umiarkowana ilosc aut. Pewnie i tak nic tam szczegolnego nie zobacze. Jestem troche zly. Najwazniejsze jednak ze miesnie mi sie juz na dobre rozruszaly. Ogladam krajobraz. Ladnie tu. W Hobro jest sympatyczne male centrum i widac fiord ktory laczy sie z Baltykiem. To juz niedaleko morze... Pomyslalem Od tego miejsca zaczyna sie powrot. Na liczniku wlasnie 70 km. Wyjezdzam za miasto, dojezdzam do ronda. Po drugiej stronie na poboczu widze stojace auto. Nie moge z tej odleglosci rozroznic marki. Zaciekawiony jade sprawdzic. No nie... Ktos sobie chyba ze mnie robi zarty. BMW, z przodu male wgniecenie. Stawiam porzadna skrzynke piwa jak mi ktos prawidlowo odpowie jakim cudem cztery kolejne rozbite auta jakie widzialem stojace na poboczach drog to BMW. No te powiedzmy nie jest rozbite ale tablic rejestracyjnych nie ma. Zdjecie na http://photo.bikestats.eu/7392/bmw_dania.html Od tego momentu konczy sie zabawa. Pierwszym porzadnym dmuchem prosto w twarz uswiadamiam sobie ze powrot to bedzie droge przez meke, a do domciu jakies 55 km. Wiatr niestety zapomnial zmienic kierunek a moglby. Przez nastepne kilka godzin ciemno i potem porzadny deszcz skutecznie ostudzily na pare dni moj zapal do zimowych szalenstw na dwoch kolkach. Wypijam resztki przygotowanej wczesniej herbaty (co za ulga) Zjadam do konca co mialem. Przyjechalem glodny, spragniony, zmokniety i oczywiscie zmeczony. Moge jednak napisac smialo: SPRAWDZONO, WIOSNY NIE MA.


Dane wyjazdu:
58.00 km 0.00 km teren
03:30 h 16.57 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Nareszcie niedziela, czas rozprostować kości

Niedziela, 11 listopada 2007 · dodano: 11.11.2007 | Komentarze 22

Nareszcie niedziela, czas rozprostowac kosci po krotkiej (5dni) i lekkiej (zap. gardla) na cale szczescie chorobie. Patrze przez okno: zamowione slonce jest, wiec juz mi sie morda smieje. Wstaje, myje sie, cos jem i nie ma mnie w domu. Tym razem chce sie wybrac na polnoc. Wyjezdzam z osiedla, stoi z rowerem maly chlopiec. Ma moze 7-8 lat.
- Fajny masz rower - zauwazam.
- Tez masz fajny - odpowiada
- Eee tam fajny - mowie. Ani klimy ani abs-u. Kierownica nie ma wspomagania, a o podgrzewanym siodelku zapomnij. Zobacz, dzis by sie to przydalo. Po czym chuchnalem i ukazala sie para jak u smoka ogien. Spojrzal na mnie jak na kogos kto zamiast kasku ma na glowie maly ogrodek.
-...
- Trzymaj sie stary, i juz bylem 10 m dalej. Najpierw znajoma trasa na Viborg a potem Frederiks. Nastepnie na rondzie skrecam na polnoc. Cholera, jak dzis zimno. Slonce tak ja chcialem, ok ale zeby mroz? Mijam oszklone kaluze. Mam rekawice, ale sa cienkie i siegaja do polowy palcow. Do tego zaczela mnie bolec lewa noga. No ladnie... Ze mnie kolarz jak z kota kon pociagowy - pomyslalem. Nie, noga musi przestac bolec, nie ma innej opcji, a rece pewnie sie rozgrzeja. Nie zawracam, to by byla porazka. Na drodze umiarkowany ruch. Mam swoje pol metra szerokosci szosy i zaluje ze nie zabralem mp3. Wieje i to wlasnie w pysk. Co widze? Nie wierze wlasnym oczom. 5 m od szosy lezy wrak auta, ale jakiego... BMW. Ludzie, na razie ta marka skutecznie wygrywa z reszta swiata w pewnej dyscyplinie. Jej wlasciciele sieja najwiecej zlomow po drogach, przynajmniej w Danii. Trzy zdezelowane auta widzialem dotychczas w ciagu 2 m-cy i bylo to zawsze bmw. No comments. Teraz to z pewnoscia ktos pomysli ze mam cos do tej marki. BMW - Reszta swiata - 3 : 0 Dalszy ciag rozgrywek wkrotce. Po drodze mijam stara kopalnie wapienia. Niestety zamknieta. To juz moje drugie podejscie by ja zwiedzic. Otwarte dopiero w lutym. Jest tam tysiace nietoperzy. Przyjade w nastepne lato. Gnam dalej. Dojezdzam do miejsca gdzie juz w 1791 roku ktos wybudowal miniaturki wioski do ktorej przybylem czyli Daugbjerg. Wstepuje najpierw do tutejszego muzeum. W srodku nie ma nikogo. Mozna obejrzec stare narzedzia rolnicze. Hehe, nawet wozek dzieciecy stoi. I to jaki! mozna nim jezdzic do przodu i tylu! To za sprawa uchwytow z dwoch stron. Niesamowite. Dzieci ktore zdazyly sie w tym wozku wychowac dawno sie zestarzaly i umarly a pewnie i ich wnuki juz na emeryturze. To wersja optymistyczna. Wchodze do tutejszej kawiarni gdzie kupuje bilet by obejrzec miniaturki. Dowiaduje sie ze ta miniwioska istniala juz wczesniej, ale sie w roku 1791 spalila i odbudowano ja od nowa. Sympatyczna pani wciska mi jeszcze jakas broszurke za 5 koron i juz moge legalnie zwiedzac miniatury. Nie chce sie wierzyc, ze te domki maja az 216 lat. To przeciez male ale jakze piekne zabytki. Zazwyczaj kojarza sie nam z duzymi domami, a tu prosze malutkie budowle. Pstrykam fotki. Na tym zdjeciu widac dwa koscioly, miniaturke i ten rzeczywisty ktory stoi ok 300 m dalej. Dunczycy lubia miniaturki. Przykladem jest Legoland. Nie bylem tam jeszcze. Na wszystko przyjdzie czas. Wracam, spogladam na zegarek. 16.05 Slonce jeszcze na tyle wysoko ze tym razem mam nadzieje wrocic za dnia. Robie sobie przerwe. Otwieram termos, pije goraca kawe z mlekiem. Jestem w siodmym niebie. No to wracam. Do domu mam ok 1,5 h drogi. Po 25 km jazdy z gorki i pod gorke widze znajome domy osiedla w Karup. Patrze, prawie w tym samym miejscu znow stoi ten sam chlopiec. Tym razem bez roweru, trzyma za to malego kotka w rekach. Przystalem, juz chcialem powiedziec ze ma ladnego kociaka, ale zdazyl mnie wyprzedzic. Zatrzymuje sie...
- Tata powiedzial, ze nie ma rowerow z abs-em ani z podgrzewanymi siodelkami...
- Nie ma? Zapytalem tym razem ja zdziwiony ze nasza dyskusja ma ciag dalszy.
- Nie ma - powiedzial jakby ze smutkiem
- To moze beda...Z pewnoscia beda. I pojechalem.
Jejku, co ja nagadalem temu malcowi...