Darmowe narzędzie do tłumaczeń stron internetowych
FreeWebsiteTranslation.com

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi benasek z miasteczka Berlin. Mam przejechane 7896.00 kilometrów w tym 833.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

Archiwum bloga

Radio Kriola
Moje zagadki

Te browarki degustowałem

Beercaps from tasted beers

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2008

Dystans całkowity:340.00 km (w terenie 45.00 km; 13.24%)
Czas w ruchu:19:10
Średnia prędkość:17.74 km/h
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:48.57 km i 2h 44m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:25 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Aalborg - Karnawal 2008<br

Piątek, 30 maja 2008 · dodano: 30.05.2008 | Komentarze 7

Aalborg - Karnawal 2008


Karnawal w Aalborgu to podobno jedna z najwiekszych tego typu imprez w Polnocnej Europie, a z pewnoscia w Danii. Tak przynajmniej twierdzi Boko. Kto to jest Boko? Duzo by opowiadac, niech wiec na razie pozostanie tym ktory udzielil mi fachowych info na temat karnawalu i pozyczyl rower, bo moj sie przeciez niedawno rozlecial. Pozostaje nadzieja, ze z wysianych kulek z zebatki wyrosna piekne nowe lozyska!

Tak wiec z trzech roznych miejsc Aalborga schodza sie trzy korowody w ktorych uczestniczy chyba cale miasto i polowa kraju. Taki pochod potrafi miec pare km dlugosci. Ludzie przebieraja sie za najrozniejsze istoty i rzeczy, potem ida, tancza i spiewaja: policjanci obok wiezniow, zarloczne lwy obok sarenek, a anioly z diablami. Rycerzy, piratow, czarnoksieznikow nie mozna policzyc... Kto by pomyslal ze Skandynawowie tak potrafia sie bawic? Umieja sie razem zebrac do kupy i to w ilosci wielu tysiecy! Muzyka, piwo, gorace ciala i dobra zabawa... Nie da sie tego opisac. Zastanawiam sie: bawic sie czy fotografowac to zjawisko? Ostatecznie wybieram to pierwsze. Fotki nie sa wiec najlepsze i nie oddaja nawet 1% atmosfery tego swieta. Rower zostawiam w centrum i daje sie poniesc zabawie, mysle ze potem do niego trafie...
Samba:

krzesla na glowie:

Boko i ty tu jestes.., Henrik, jeg hilser dig!

a tu Indianer :), pewnie wypatruje bizonow na horyzoncie:

Z takimi wiezniarkami mozna odsiadywac dozywocie:
Po kilku godzinach parada przeniosla sie do Kildeparku gdzie byl ciag dalszy rozrywki. Spotkalem takie oto stworzenia, gdy im powiedzialem ze beda na BikeStats zaczely sie smiac:

Czarodziei gromadka:

Byly oczywiscie akcenty rasta:

Obok dyskutowali oficerowie:

Z pewnoscia nie mozna powiedziec, ze jest za malo muzyki. Takich scen jest okolo dziesieciu i kazdy moze sluchac tego czego chce:

Mozna by rzec: I ja tam z goscmi bylem, miod i wino pilem...
Bylo fajnie, mimo dziesiatek tysiecy ludzi nie widzialem jakichkolwiek objawow agresji, chociaz niektorzy musieli na chwile sie polozyc i posluchac plyt albo co biedronka mowi. Wszyscy swietnie sie bawili.

Do zobaczenia za rok...
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
26.00 km 6.00 km teren
01:25 h 18.35 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Aalborg - Egholm - Aalborg

Niedziela, 25 maja 2008 · dodano: 27.05.2008 | Komentarze 9

Aalborg - Egholm - Aalborg

Pozyczam od Boko rower i nie zastanawiam sie dlugo. Jade na kolejna wyspe, dzis Egholm polozony na Limfjordzie pare km za miastem. Jade najpierw przez uspiony po karnawale Aalborg, wzdluz nadbrzeza, lawirujac pomiedzy tysiacami puszek po piwie, potem juz do miejsca, skad malutki prom zabiera mnie na wyspe za 30 koron. Prom wyglada tak:
a wyspa z tego promiku tak:

Egholm ma 4km dlugosci i prawie 2,5km szerokosci. Mieszkancow ok 50 rozlokowanych w kilkunastu domach. Caly rejs nie jest imponujaco dlugi, po 5 minutach jestem juz wyspiarzem. Razem ze mna przedostaly sie 2 auta i 30 piechurow. Opuszczam poklad i obseruje dzieci, ktorych tu pelno. Co one robia? Lowia kraby:

Jak sie lowi takie stworzenia? Potrzebny sznurek, klamerka z kawalkiem miesa. Krab lapie mieso w szczypce i trzeba go wyciagnac.
Na efekt nie trzeba dlugo czekac. Krab jest wylawiany za krabem: Te male szkraby wcale sie tych skorupiakow nie boja. Biora je na rece, ogladaja dyskutuja...
... ...
Jednak nie przyjechalem obserwowac dzieci, wsiadam na rower i jade zwiedzac wyspe. Po ok 200m poznaje rzadkie w Polsce ptaki - ostrygojady. Gdy chce podejsc blizej i zrobic lepsze zdjecie, uciekaja:
Wjezdzam wiec w interior wyspy. Niestety nie przedstawia sie tak interesujaco, jak bym sobie tego zyczyl. Pola, troche lasow. Widze za to podobnych do mnie entuzjastow rowerowania.
Droga wprawdzie szutrowa, ale jechac da sie spokojnie. Spotykam po drodze krzeslo, chetnie bym sobie usiadl i odpoczal, ale ktos zdazyl posadzic na nim kwiatki. Obok pozyczony od Boko bicykl:
W drodze powrotnej obserwuje meduzy plywajace w Limfjordzie:

Co to jest ten Limfjord? To wodne polaczenie pomiedzy Baltykiem i Morzem Polnocnym na wysokosci czwartego co do wielkosci miasta w Danii - Aalborga. Dzieli Jutlandie na wyspe (inna niz na tej co jestem teraz) i czesc stala ladu. Na Egholmie robie ok 6km. Czas na powrot, niestety ta sama droga. Dzieci nadal lowia kraby. Po jakims czasie cala zawartosc wanny wypuszczaja na wolnosc do wody.
- Farvel krabber! - krzycza, czyli do zobaczenia kraby. Za chwile podplywa ten sam prom, zabiera mnie i czesc pasazerow. Wracam z powrotem, po drodze ogladam najkrotsza droge rowerowa swiata, mierzy 2,3 m. Zastanawiam sie o co chodzi... ? Do teraz nie wiem. Dzis tylko 26km, ale wrazenia mile. Juz niedlugo nastepna relacja, tym razem z KARNAWALU W AALBORGU! OJ BEDZIE SIE DZIALO...


Dane wyjazdu:
69.00 km 10.00 km teren
03:20 h 20.70 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Karup - Viborg - Hobro

Piątek, 23 maja 2008 · dodano: 25.05.2008 | Komentarze 9

Karup - Viborg - Hobro

Mialo sie dziac i rzeczywiscie sie zdarzylo. Ale od poczatku. Jade do Aalborga gdzie w najlepsze trwa karnawal. Uwazam, ze takiej okazji nie wolno przegapic. 120 km to nie jest znowu tak daleko. Prowadzi do niego krajowa droga dla rowerow nr 3 ktora dalej ciagnie sie na sama polnoc Jutlandii. Z poczatku na drodze nic ciekawego sie nie pojawia, dopiero przed Viborgiem spotykam na drodze amazonki:

Jade dalej, przy wyjezdzie z miasta obseruje perkoza dwuczubego:

Po minucie ptak zanurkowal i tyle go widzialem. Za miastem gubie na pewien czas "trojke", znajduje ja po 15 min. Na razie na nic nie moge narzekac, pogoda jak na zamowienie. Po ok 40km droga asfaltowa zamienia sie w piaszczysta:
Jade tak ok 8km. Po godzinie dojezdzam domu Wikingow. Robie sobie krotka przerwe. To znane w calej Jutlandii miejsce o nazwie Fyrkat - dawny osrodek zycia Wikingow, cos podobnego jak dla nas Biskupin. Dzis maja tu swoje swieto, slychac muzyke i zapach pieczonego miesa. Zaluje ze nie moge dluzej zostac, mysle jednak ze fotki Wikingow z pewnoscia tu jeszcze zagoszcza. Nie musialem dlugo czekac by sie jakas para zjawila: Moze tak wygladali naprawde Thorgal i Aaricia?
No dobrze, do Thorgala troszke mu brakuje, ale Aaricia..? Przeplukalem gardlo, rzucilem okiem na okolice. Dojezdzam do Hobro, miasta nie zwiedzam, nie mam czasu. Wyjazd z Hobro nie zapowiada sie ciekawie, podjazd pod gore jakich rzadko w Danii. Naciskam mocniej na pedaly. Jeszcze ok 300 m i bede na gorze, jednak za chwile robi sie traaach i z dalszej jazdy nici. Co sie do diabla stalo? Poszlo lozysko w tylnej zebatce, 69 kilometr jazdy... Wszystkiego bym sie spodziewal, ale zebatka?. Nie jestem w stanie tego naprawic. Schodze, dzwonie, pije reszte jakichs power - swinstw i czekam sobie.

Oj Staruszku, pomyslalem o rowerku. To zes mnie ugotowal. Czegos takiego mi nigdy nie wywinales. Do Aalborga dojezdzam juz innym pojazdem, o symbolu V40, a mialo byc tak pieknie...


Dane wyjazdu:
54.00 km 2.00 km teren
03:10 h 17.05 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Dzis krociutko. Tak wiec

Sobota, 17 maja 2008 · dodano: 21.05.2008 | Komentarze 0

Dzis krociutko. Tak wiec wybralem sie na gielde rowerowa do Viborga. Chcialem zobaczyc jak ona wyglada, bo nigdy jeszcze jej nie widzialem. Podobno mozna tam tanio kupic bicykla a ja wlasnie chcialem sobie sprawic jakis odjazdowy rower. Taki np. z jednym albo piecioma kółkami. Niestety okazalo sie ze gielda jest nie dzis a jutro, czyli w niedziele. Jutro to bedzie futro pomyslalem. Zapewne nie bedzie mi sie chcialo tu przyjezdzac jeszcze raz. Ile razy mozna ganiac ta sama droga 50 km? No tak, faktycznie mozna. W drodze powrotnej pozdrawial mnie wesolo kos:

Potem kaczorek ustawil sie do fotografii i zyczyl szczescia:

Odpowiedzialem: - Ja tu jeszcze wroce - powiedzialem.
- Kwa kwa kwa...
- Kwa kwa... odpowiedzialem i pognalem dalej.

Tak na powaznie to zbieram sily na najblizszy piatek. Jade do Aalborga ok 120 km na polnoc. Co tam bedzie? Jak to co! KARNAWAL! Wlasciwie juz tam trwa a ja sie tu kisze. Ten w Rio to przy nim pikulek... Bedzie sie dzialo... Juz widze te opalone ciala, tance, muzyka do rana...

Tak wiec do piatku. Tyle to wytrzymam...


Dane wyjazdu:
63.00 km 2.00 km teren
03:20 h 18.90 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Karup - Kong Knaps Dige - Nørskovlund

Piątek, 16 maja 2008 · dodano: 17.05.2008 | Komentarze 9

Karup - Kong Knaps Dige - Nørskovlund - Kjellerup - Thorning - Skræ - Karup

Krotka wycieczka po pracy w poszukiwaniu skrzatow. Podobno nalezy ich szukac o zmroku i najlepiej z pustym zaladkiem. Dlaczego? Nie wiem. Wole jezdzic w dzien, wiec za bardzo nie liczylem ze cokolwiek ujrze, ale fakt, obiadu nie jadlem. Z poczatku pedzilem z oszalamiajaca jak dla mnie predkoscia 36km/h. Co chwila schodzilem z roweru by uwiecznic mijajace obrazy:
To Kong Knaps Dige - rezerwat gdzie nic szczegolnego nie zauwazylem. Pokrecilem sie chwile i pojechalem dalej. Widoki podobne do takich jak wszedzie o tej porze, ten przypomnial mi wlasnie flage jednego z naszych wschodnich sasiadow:
Ciekawe kiedy natrafie na maki i bede mogl zrobic takie zdjecie by wyszla nasza polska flaga... Po prawej stronie mijam jezioro Hinge wraz z zabudowaniami:
Strzelam fotke, gnam dalej, skrzatow ani sladu... Wjezdzam w las. Wszedzie swiergot, istny koncert ptasiego spiewu. Dominuja kosy. Ten ptak, po dunsku solsort jest doslownie wszedzie. Mijam po prawej stronie jakas otwarta skrzynie... Co tam w niej moze byc?

No tak, sloiczki miodu na sprzedaz, wrzucasz 30 koron, zabierasz miod i masz potem jak znalazl na jesienne przeziebienie. Najblizsza chata jakies 40 m. Nikt tego nie pilnuje...
Za to ten kraj lubie. Miodu nie kupuje i potem zaluje bo by byla pamiatka. Mijam stary wiatrak. Czy jego skrzydla beda sie kiedys krecic? Fajnie tu musi byc w nocy gdy ksiezyc swieci w pelni i lataja nietoperki:
Robie kolejna fotke z cyklu: Chalupy dunskie:
Gdybym mial wiecej czasu to moze bym sie zainteresowal czy nie ma tam kogos w srodku, ale dzis ciagnie mnie do lasu, do skrzatow... I wlasnie w tym momencie zauwazylem szpaka siedzacego na galezi i gwizdzacego na mnie ile sie tylko da... Pewnie sie ze mnie smieje...
Moze taki wazny bo jest wlascicielem tego oto ptasiego "bloku" ?
Ja w kazdym razie ruszam w las, gdzie po jakims czasie spotykam stworzenie obserwujace mnie pilnie z dziupli: Co to jest? Pies? Kot? Wydra? Pewnie skrzat! Z pewnoscia! No tak, znalazlem lesnego mieszkanca :) Zadowolony z siebie wyjezdzam po pol godzinie z lasu, zostawiam go samemu sobie i wracam do domu na piwko.


Dane wyjazdu:
62.00 km 18.00 km teren
03:40 h 16.91 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Karup – Ikast –

Środa, 7 maja 2008 · dodano: 08.05.2008 | Komentarze 6

Karup – Ikast – Karup 62 km

Mial to byc zwykly wypad za miasto po pracy, cos w rodzaju ”jade i za godzine wracam”. Zabieram aparat i juz mnie nie ma. Z poczatku monotonia pol i lak. Towarzyszy mi koncert kosow, trznadli, zieb i sikorek. Przerywam ja, wjezdzajac do wsi i pstrykajac fotke sam sobie:
Za chwile slysze spiewajacy komentarz potrzeszcza:
Nazwa tego ptaka wziela sie podobno od glosu przypominajacego potrzasane klucze. Gdy ktos raz go uslyszy, chyba zapamieta na wieki. Odzywa sie kilka razy i odfruwa w sina dal a ja znow sam. Nie chce mi sie jeszcze wracac. Slonce przeciez wysoko na niebie, a wiatru ani sladu. Jade do Ikast, miasta 20 km na poludnie. Nigdy tam nie bylem. Pozdrawiam konia:
Kto by pomyslal ze ludzie znow beda jezdzic takimi zaprzegami… Nie zdziwie sie gdy zaraz przejedzie dylizans. Ikast nie robi na mnie wiekszego wrazenia, nic interesujacego… no moze tylko te Volvo, Z Jamajki? nie , z Jutlandii!
Za to na polu pare km dalej jakas dziwna rzecz syczala bez przerwy. Co to jest?
Najpewniej to odpowietrznik od instalacji nawadniajacej a moze co innego? Skrecam w las i wracam. Wsrod drzew od razu robi sie nastroj. Brakuje tylko skrzatow. Pochowaly sie, ale wystarczy poczekac az bedzie ciemniej, wtedy wyjda i zaczna swoje harce
Jade ok pol godziny, niestety dalej za bardzo sie nie da… Skonczyla mi sie droga:
No, mysle, to mi sie tak czesto nie zdarza! Zawracam, 3 km dalej skrecam w lewo . Jest jakos tu dziwnie, mgla, kurz, duch lasu? Czuje sie jak we wielkim zielonym labiryncie, gdzie czas inaczej plynie I wszystko jest troche inne. Po godzinie kluczenia lesnymi ostepami w koncu wyjezdzam na asfalt, mijam drogowskaz: Karup 7 km. 20 minut pozniej jestem w domu, pije zimne piwko i wspominam wycieczke.


Dane wyjazdu:
56.00 km 7.00 km teren
03:50 h 14.61 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Karup - Frederiks - Dollerup

Niedziela, 4 maja 2008 · dodano: 06.05.2008 | Komentarze 7

Karup - Frederiks - Dollerup - Hald Ege - Viborg - Karup


Sympatyczni goscie pojechali... ( pozdrowienia dla Bozenki, Macieja i Slawka ). Zostala jeszcze znaczna czesc dnia wiec wyciagam ze stajni metalowego rumaka. Rower - poczciwy stary Orkan, wesolo zakrecil pedalami, zabrzeczal blotnikami i blysnal swiatlem. Wiem juz, ze do wieczora mam dzien z glowy. Jade tam, gdzie mnie jeszcze nie bylo, na wzgorza Dollerup a potem wzdluz jezior do Viborga. Droga jak marzenie, nic tylko gnac, co tez czynie: Moze bym tak pedzil bez zatrzymania, ale co chwila schodze z roweru by popatrzec na ptaki, najpierw na polujacego myszolowa: a potem na... no wlasnie, co to za ptaszek? Moze ktos zgadnie? Siedzi sobie na czubku drzewa i zacheca do dalszej drogi spiewem: Mijam wzgorza, spogladam na jezioro. Przejechalem tylko 10 km a tu takie widoki: Za chwile zjezdzam w dol, mijam zagubiony w gluszy domek: Ciekawe kto tam mieszka, moze dunska Baba Jaga? Krzyk setek kormoranow przypomina mi, ze jestem nad jeziorem gdzie ptaki maja swoja kolonie, pstrykam fotke i jade dalej. Na tym nie koniec ptasiej przygody. Podjezdzam blizej lustra wody i obserwuje majestatycznie plywajacego labedzia niemego - symbolu Danii: Po drugiej stronie napotykam okragla budowle: broniona przez takich wojow jak ten: Zamku wiec nie probuje zdobywac, tym bardziej ze za chwile przybywa nastepny rycerz gotowy do pomocy. Z mieczami wygladaja groznie: Znajduje schronienie w pobliskim Viborgu. Krece uliczkami Starego Miasta: Po drodze pozdrawiam akrobate popisujacego sie jazda na jednym kole. Moze tez szuka schronienia? Wracam do domu bez wiekszych przygod obserwujac powoli zachodzace slonce...