Darmowe narzędzie do tłumaczeń stron internetowych
FreeWebsiteTranslation.com

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi benasek z miasteczka Berlin. Mam przejechane 7896.00 kilometrów w tym 833.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

Archiwum bloga

Radio Kriola
Moje zagadki

Te browarki degustowałem

Beercaps from tasted beers

Wpisy archiwalne w kategorii

Gambia

Dystans całkowity:24.00 km (w terenie 24.00 km; 100.00%)
Czas w ruchu:04:00
Średnia prędkość:8.47 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:24.00 km i 2h 00m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 12.00 km teren
01:10 h 0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:43.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Afryka dzień drugi

Czwartek, 11 marca 2010 · dodano: 14.03.2010 | Komentarze 26

Magia Gambii, magia Afryki... Dzień drugi.
Ostatni dzień w Afryce postanowiłem także uczcić na rowerku. Za 50 dalasi (1,5 euro) wypożyczam rower i po zrobieniu pamiątkowej fotki wyjeżdżam rozejrzeć się po okolicy.

Tu co uważniejsi czytelnicy zwrócą uwagę - no tak Polak za granicą - sandały i białe skarpetki. Oczywiście, że wiem o co chodzi. Jednak tu w tym klimacie, gdzie łatwo o bąble miałem najnormalniej takie konwenanse w d... przepraszam, w nosie. Poza tym jeżdżę po świecie i wiem, że tak się ubiera wiele nacji, obecnie mieszkam w Niemczech i tam ma to każdy tam gdzie i ja... Ech te nasze "światowe" spojrzenie na rzeczywistość. O kant tyłka je walnąć.
Wybieram pierwszą lepszą dróżkę, na razie jeszcze asfaltową. Jadę sam i nie wiem dokładnie gdzie mnie dziś poniesie... Temperatura jak w piekarniku, gdy wyjezdzałem było na termometrze 43 st. do tego zero wiatru, ale kto by się takimi sprawami przejmował. Gnam żwawo przed siebie.

Po kilku kilometrach docieram do miejsca, gdzie muszę zawrócić, Ocean Atlantycki wydaje mi się przeszkodą nie do przebycia.


Tu typowy sklepik - kupisz mydło i powidło...





Jak wygląda sprawa edukacji w Gambii? Za szkołę trzeba płacić. Tak więc wiele dzieci do niej nie chodzi bo rodziców na nią nie stać. Smutne to jest.
Oto garść fotek z moich innych wycieczek i spacerów po tym niezwykłym kraju:


Ma ktoś ochotę na świeżą rybę?


Najbardziej znany w Gambii budynek: Łuk 22 Lipca upamiętniający przejęcie władzy w 1994 roku przez rządzącego dotychczas prezydenta.


Dlaczego tylko zielone? Bo są przeznaczone dla zielonych, niezorientowanych w tutejszych warunkach przybyszów. W Gambii praktycznie nie ma transportu publicznego. Cały ciężar więc spada na auta prywatne. Te zielone przeznaczone dla turystów, (Holendrzy, Niemcy, Szwedzi, Dunczycy i Anglicy, nie spotkałem nikogo kto rozmawiałby wcześniej z Polakiem) są drozsze 5-10 razy od tych żółtych. Ten, kto o tym nie wie, (a miejscowi zrobią wszystko, by się taki ktoś za szybko o tym nie dowiedział) placi dużo więcej. - skąd my to znamy? Na szczęście ja byłem dobrze poinformowany i omijałem je wielkim łukiem.

Takie trzeba wybierać! Kto czyta bikestats, ten już wie!

Za kazdym razem jak rozdawaliśmy cukierki, zjawiało się mnóstwo dzieci:


Raz mieliśmy sytuację w której dzieci było tak dużo i tak bardzo chciało kazde dostać choć jednego cukierka, że musieliśmy rzucić resztę tego co mamy i brać nogi za pas...

Oto gambijski interior i kobieta niosąca na głowie wodę:

a to już znów Serekunda i imponujące drzewo – ponad 50 metrów obwodu!

Są tu oczywiście ładne i czyste miejsca, Gambia ma szansę stać się interesującą pozycją dla tych dla których Afryka nie kończy się na Egipcie czy Tunezji:

Swiat przyrody:


:

Czy można dotknąć żywego krokodyla? Proszę bardzo:

Pod warunkiem, ze są najedzone... Ciekawe czy kajmany są groźniejsze... :)
Od tych wolałem być trochę dalej, jeden nieostrożny ruch i bedzie 1 : 0 dla krokodyla!

Do obejrzenia pozostało jeszcze bardzo dużo interesujących rzeczy. Gdyby ktokolwiek chciał się wybrać do Gambii, ma jakieś pytania, a mógłbym w czymś pomóc – służę informacjami. Było mówiąc skromnie bardzo fajnie. Wracam tu więc najprawdopodobniej w listopadzie. Gambia? No problem!

pomóżmy Blase'owi
Kategoria Gambia


Dane wyjazdu:
24.00 km 12.00 km teren
02:50 h 8.47 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:45.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Afryka na rowerze po raz pierwszy

Poniedziałek, 8 marca 2010 · dodano: 09.03.2010 | Komentarze 22

Magia Gambii, magia Afryki... Dzień pierwszy

O wyjezdzie na Czarny Ląd marzyłem od dziecka i dopiero niedawno, ten sen mógł się spełnic. Gambia jest najmniejszym krajem kontynentu z 1,4 mln mieszkancow. Lezy w zachodniej jego części zewsząd otoczona Senegalem i Atlantykiem. Zapewniam że jest warta obejrzenia. To w miarę bezpieczny i jeden z najbardziej demokratycznych krajow afrykanskich. 90% to wyznawcy islamu, radykalnych wyznawcow Allaha trudno tu jednak spotkac. W ogóle przebywając w tym kraju kazdy zauwazy niesamowitą życzliwość tubylców w stosunku do turystów. Slogan: „Gambia – no problem!” ma tu swoistą wymowę, i trzeba przyznać, ze często naprawdę tak jest. Prawie wszystko się da załatwić i całe szczęście. Pewna Europejka o ksywce Toto (w języku Wolof) zaczęła narzekać po kilku dniach pobytu na bóle brzucha. W rozmowach z tubylcami proponowano jej sok z pomidorow, płyn z kokosa i jeszcze jakies inne gorsze paskudztwa. Nie było to na tyle poważna sprawa by szukać lekarza. Zresztą on akurat daleko nie był. Wybrała oczywiście miksturę z kokosa. Po ok ½ godz ból ustąpił, a tubylec nawet jej nie dotknął: - no cóż: Gambia? No problem!
Będąc na miejscu musiałem oczywiscie przejechać się rowerem po okolicy. (jakze by inaczej) Zaprzyjazniony Gambijczyk przyprowadził dwie bryki i w czterdziestostopniowym upale pogonilismy wesoło przed siebie.
Własnie startujemy, Ja i Baba (tak ma ten ciemniejszy gościu na imię):

Kurz, wszędzie go pełno, a niebo bez ani jednej chmurki:

W takich mniej wiecej klimatach utrzymywala sie wycieczka:


Gdy mały Modou dowiedział się o bikestats powiedział, że też się zarejestruje i zacznie prowadzić rowerowy blog, przy okazji się zdziwił, ze jezdżę bez przerzutek:

Na targu na razie nic nie kupuję:


W towarzystwie dzwięków modlitwy z pobliskiego meczetu jedziemy dalej:

Tu w porze deszczowej popłynie rzeka, teraz jest co najwyżej wylęgarnią wszelkiego rodzaju robactwa jakie tylko zna ziemia:

Wjezdzamy do Serekundy, największego miasta Gambii.

Mieszka tu prawie 400 tys mieszkańców. Jestem kompletnie zaskoczony ruchem, ilością samochodów, hałasem. Miasto po prostu niesamowicie tętni życiem. Drogi są w 95% gruntowe, nikt na dziury, o ile są, nie narzeka.

To na co od razu się zwraca uwagę to fakt, że kierowcy nieustannie trąbią. Jest to zjawisko w Europie chyba niespotykane ( na południu Europy jest tego tylko namiastka) Trąbi się by przestrzec innych, ze wlasnie jedziemy i mamy innych głęboko gdzieś, by reszta uważała, by czasem nikt nie wyskakiwał na jezdnie, lub bo właśnie nam się tak podoba.
Dochodzę do wniosku, że za długo jedziemy bez uzupełnienia płynów. Wskakujemy do pubu, gdzie króluje reggae music, w ramach współpracy polsko-gambijskiej stanąłem za barem i pomagałem Laminowi w jakże trudnej technice przyrządzania drinków. Każdy z bikestatowiczów, który sie w tym barze powoła na mnie ma 30% zniżki!

Po około 40 minutach zegna nas z odtwarzacza Bob Marley śpiewając: Rastaman Vibration, ja obiecuje ze tu jeszcze wroce kiedys.(Nawet nie przypuszczałem ze tak szybko, bo w drodze powrotnej!)
Reggae slucha się w Gambii wszędzie, w domach, pubach, na ulicy... a pewnie i w szpitalach i przytułkach (nie sprawdzalem) Nie spotkałem tu nikogo, kto by nie znał conajmniej kilkudziesięciu wykonawcow tej muzyki.
Tak wyglada jedno z centrow handlowych w miescie (jest ich kilka, tak przynajmniej twierdzi Baba)

Po pewnym czasie zauważyłem, że coś coraz twardziej mi się jedzie po tej Serekundzie. Spawdziłem oponę – no tak, za parę chwil z opony zostanie flaczek... ja pierdykam! Nie pamiętam kiedy ostatni raz złapałem gumę a tu akurat w Gambii musiało mi się to przydarzyć!
Baba, chyba mi powietrze ucieka, mamy problem.
Baba spojrzał na mnie, coś tam bąknął w języku Mandinka i dosłownie za minutę już mi chłopaki rozbierali oponę...

...a ja w tym czasie zdobywałem nowych znajomych, kumpli, przyjaciół i członków przyjaźni polsko-gambijskiej:

Jeszcze tylko sprawdzenie, czy klej trzyma:

Zapłata - całość kosztowało 35 dalasi czyli 1 euro i m mowię na „do widzenia”:
To the next time, boys!
Jedziemy z Babą do jego domu. Poznaję całą rodzinę: ojca, matkę rodzeństwo, sąsiadów i już nawet nie pamiętam kogo. Dzieci zostają obdarowane lizakami. Gdy dziecko jest za małe by się upomnieć, robi to za nie ten kto go akurat niesie. Siedzimy rozmawiamy, jego mama proponuje zrobić cos gambijskiego do zjedzenia jednak czas troche goni wiec umawiamy sie na nastepny raz. Baba jest tłumaczem, tylko on zna angielski, reszta mowi w Mandinka, Wolof, i paru innych afrykanskich jezykach. Trudno spotkac tu kogos kto by znał tylko jeden język. W drodze powrotnej znow pomagam Laminowi w jego barze w rytmach rasta. Zrobiłem setki zdjęć, część z nich raczej nie wypada pokazywać. W Afryce króluje niewyobrażalna bieda, która chyba dogadała się z tutejszym klimatem by utruć życie na maksa... W przeszłości odwiedziłem setki jak nie tysiące polskich domów (z racji zawodu, ale nie były to wizyty po kolędzie!) jednak nigdy nie widziałem takiego ubostwa a Gambia nie nalezy jeszcze do najbiedniejszych krajow w Afryce. To jaka jest sytuacja w biedniejszych?
- Baba, co się dzieje, jak tu zachoruje człowiek i potrzebuje lekarza a nie ma pieniędzy – zapytałem
- Umiera, odpowiedział najnormalniej.
- Umiera?
- No tak, a co ma robić?
No tak, właśnie, a co ma zrobić?
Moj znajomy wrócił ze mną w to samo miejsce skad ruszyliśmy, potem zabrał rower i pognał z powrotem... Gdy mu powiedziałem, że w Europie jest inaczej, niby wiedział, ale za bardzo nie mógł sobie tego wyobrazic.
- Musimy sobie jakoś radzić Kristopher, Gambia - No problem – odpowiedział.

Z tego wszystkiego warto chyba zapamietac: Na ból brzucha najlepszy sok z kokosa!

.
Jutro nastepny tekst i fotki.
Kategoria Gambia