Darmowe narzędzie do tłumaczeń stron internetowych
FreeWebsiteTranslation.com

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi benasek z miasteczka Berlin. Mam przejechane 7896.00 kilometrów w tym 833.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

Archiwum bloga

Radio Kriola
Moje zagadki

Te browarki degustowałem

Beercaps from tasted beers

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2009

Dystans całkowity:194.00 km (w terenie 28.00 km; 14.43%)
Czas w ruchu:07:37
Średnia prędkość:16.94 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:48.50 km i 2h 32m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
25.00 km 4.00 km teren
01:25 h 17.65 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Wokół komina.

Niedziela, 26 kwietnia 2009 · dodano: 26.04.2009 | Komentarze 7

Dziś wokół komina, więc kilometrów nie za wiele. Do Frederiks prowadzi fajna rowerowa ścieżka:

Po ok. 8 km pedałowania wjeżdżam do miasteczka. Tu mieszka Lars, hoduje sokoła górskiego. Ptak, którego w Europie jest tylko ok 200 par to niezwykła rzadkość. Obiecał, że w sierpniu pokaże jak lata na wolności. Ptak doskonale poznaje swego pana, do mnie pozostawał nieufny:

W drodze powrotnej obserwuję sikorkę bogatkę:

a potem pszczołę:

Zaglądam także na cmentarz na którym leżą niemieccy żołnierze, w większości lotnicy z okresu II wojny światowej.


Co ciekawe, w ok 10% noszą oni polskie nazwiska. Pytanie: Czy podobny odsetek był wśród lotników niemieckich atakujących Polskę? Ci ludzie musieli mieć przecież polskie korzenie! Z takimi refleksjami wracałem bez żadnych przygód do domu...
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
65.00 km 24.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Do Puszczykowa przez Maltę

Sobota, 18 kwietnia 2009 · dodano: 20.04.2009 | Komentarze 9

Poznań - Puszczykowo - Poznań
Pozyczonym rowerem (tym razem podziękowania należą sie Piotrowi) robie sobie przejazdzke po Poznaniu. Może zostane testerem bicykli? W tym roku to chyba piąty obcy rower.

Pozdrawiam Starego Marycha: (pozdrawiam, bo znałem tego człowieka osobiście)

On zostaje, ja jade dalej, najpierw na Stary Rynek:

Obok domków budniczych:

a potem zostawiając w tyle katedre jade nad jezioro Malta. Po drodze mijam wesoło pogwizdującą kolejkę z dwoma pasażerami:

Jesli ktos nie ma ochoty jezdzic kolejka moze to robic na nartach o kazdej porze roku:

Jade wzdluz Warty do Puszczykowa:

W tym sympatycznym miasteczku zaglądam do domu Arkadego Fiedlera, znanego podrożnika. Polecam to miejsce, bo jest co oglądac. Oto wierna kopia Santa Marii - zaglowca Kolumba. Odkryć Amerykę na takim czymś?

Rozgladam sie i zdaje mi sie, ze znalazlem sie w innym swiecie:



Podobno za pomocą tego kalendarza Aztekowie przepowiedzieli swoj koniec:

Ciekawych eksponatow jest tu mnostwo, robie fotki i uciekam. Dzien powoli chyli sie ku koncowi, co przypomina mi ukazujące sie miedzy domami zachodzące słonce:
Kategoria Polska


Dane wyjazdu:
32.00 km 0.00 km teren
02:02 h 15.74 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Birmingham 2009

Poniedziałek, 13 kwietnia 2009 · dodano: 14.04.2009 | Komentarze 16

Na początku gratuluję firmie TravelPlanet za to, że sprzedała mi bilety na samolot i nie poinformowała potem o zmianie daty wylotu. Gdyby nie przytomność umysłu pewnej istoty (pół kobieta, pół żabka) to widziałbym Birmingham jak świnia niebo. Brawo chłopie, szef cię kiedyś za takie numery wyrzuci na zbitą mordę, a wcześniej obije pysk.
No dobra, miałem prawo być zdenerwowany. Do tego drugiego pod względem wielkości miasta w Wielkiej Brytanii roweru nie zabierałem. Zakładałem, że coś tam pożyczę. Rzeczywiście, udało sie zorganizować istne cudo. Maszyna przypominała z daleka rower. Rama Raleigh. Przy blizszych oględzinach prawie się rozpłakałem i łatwiej napisać, co w nim było, niż czego tam brakowało. A była rama, koła, kierownica, był też łańcuch. Niestety, hamulców prawie nie było, i innych potrzebnych części też! Ale ok, zadowolony, że mam na czym jechać, ruszam z West Bromwich do Birmingham!
Najpierw jade przez deptak


Potem trafiam na wesele angielskiego dżentelmena z pewna panią (sikhijka?):

Panie na lewo, panowie na prawo...

Mijam bardziej i mniej znane puby. Nie, tu się Arek nie oświadczał Kini.(to info dla pewnych istot, co tak myślały, hihi)


Uważając, bym się bez tych hamulców nie zabił gnam przed siebie. Im dalej, tym ciekawiej. By dojechac do centrum miasta trzeba najpierw się przejechać przez Soho, dzielnicę, do ktorej wieczorem bez porządnej pały nie ma co wchodzić.

Myślę, że o zmroku lepiej w ogóle tu nie ma co zaglądać. W dzień policja ma dużo roboty: W nocy bardziej potrzebne jest pogotowie.

Jadąc, prawie wcale nie zauważyłem białych, jednak Polacy tu także mieszkają:




Soho na szczescie sie powoli kończy, oto Guru Narak Gurdwara:

Miejsce gdzie Sikhowie mogą sie przespać i wypocząć.
Dojezdzam powoli do samego Birmingham. Najpierw robie sobie odpoczynek na starym cmentarzu Key Hill.

a potem juz po mieście! Zaczynam się w końcu przyzwyczajać do lewej strony na drodze:

Birmingham City:






Nikogo tu nie dziwi policja na rowerkach:

ani taniec na ulicy:

Wracam nad kanalem:

By pod palmą w West Bromwich w fajnym towarzystwie wypic tradycyjne angielskie Ale…


Kinia, Jola, Arek, Adam – dzięki, bez Was ta wycieczka nie byłaby tak kolorowa 
Kategoria Wielka Brytania


Dane wyjazdu:
72.00 km 0.00 km teren
04:10 h 17.28 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Kopenhaga

Niedziela, 5 kwietnia 2009 · dodano: 05.04.2009 | Komentarze 13

Wypad do Kopenhagi. Wyjezdzam na rowerku Sławka (dzięki wielkie) z niewielkiego Kokkedal lezacego na polnoc od stolicy Danii. Jade wzdluz wybrzeza. Obserwuje rybaka, liczacego na to ze zlowi jakas gruba rybe:
rybak © benasek

a potem kormorany i mewy czekajace na niewiadomo co:
ptaki nad morzem © benasek

do Kopenhagi wjezdzam od strony polnocnej, w parku robie sobie krotka przerwe:
park © benasek

Mozna sie przejechac kareta, ja jednak wole rower...
kareta w parku © benasek

Oto dojezdzam do przedmiesc miasta, tyle piwa by mi starczylo na dlugie lata:
butla Tuborga © benasek

Jakze by nie zobaczyc syrenki, przy ktorej zawsze sa tlumy ludzi:
syrenka © benasek

Trafilem wlasnie na dosc niezwykle widowisko, dzieci znalazly niezywa mewe i urzadzily jej pogrzeb. Niosly ja na dlugiej desce az wypuscily ja do morza, u podnoza syrenki:
pogrzeb mewy © benasek

A oto juz symbol Kopenhagi w calosci:
syrenka kopenhaska © benasek

Jade dalej, najpierw przez slynna Nyhavn:
Nyhavn - Kopenhaga © benasek

Potem jezdze po calym miescie i ciesze sie ze tu rowerzysci sa tak samo wazni, jesli nie wazniejsi od tych co jezdza w "puszkach":
centrum kopenhagi © benasek

Zagladam do Amalienborga - zespolu palacowego gdzie mieszka krolowa Malgorzata II
Kompleks pałacowy - Amalienborg © benasek

Krolewscy gwardzisci na strazy:
Gwardia krolewska w Kopenhadze © benasek

Gwardia krolewska na strazy w Amalienborgu © benasek

Na ulicach nie ma wielkiego tloku, dlaczego?
Do kraju juz niedaleko... © benasek

Bo w Danii jezdzi sie na rowerach!
Jeden z setek parkingow rowerowych w Kopenhadze © benasek

Parking rowerowy na jednej z ulic w Kopenhadze © benasek

Nie moglem nie zajrzec, kazdy znajdzie tu piwko dla siebie:
Sklep piwny w centrum Kopenhagi © benasek

Pomnikom rzadko robie zdjecia, ale jesli sa na nich ptaki to czemu nie zlapac dwoch srok za ogon?
co trzy glowy, to nie jedna... © benasek

Uliczny koncert przy Nyhavn w Kopenhadze © benasek

Na Jutlandie wracam chyba najdluzszym w Europie, bo ponad 16 km mostem.
16 km most łączący Zelandię z Fionią. © benasek

Na moscie nad Wielkim Bełtem © benasek

Niestety, na nim rowerem jechac nie wolno. Szkoda, bo widok z niego jest niesamowity...