Darmowe narzędzie do tłumaczeń stron internetowych
FreeWebsiteTranslation.com

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi benasek z miasteczka Berlin. Mam przejechane 7896.00 kilometrów w tym 833.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.90 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

Archiwum bloga

Radio Kriola
Moje zagadki

Te browarki degustowałem

Beercaps from tasted beers

Wpisy archiwalne w kategorii

Dania

Dystans całkowity:862.30 km (w terenie 63.60 km; 7.38%)
Czas w ruchu:50:26
Średnia prędkość:16.01 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:41.06 km i 2h 31m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
36.40 km 6.00 km teren
02:05 h 17.47 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Pogoda absolutnie nie zacheca

Sobota, 11 października 2008 · dodano: 13.10.2008 | Komentarze 4

Pogoda absolutnie nie zacheca do wycieczek na rowerku. Zachmurzenie 100%, miejscami wydaje sie, ze zaraz nastanie wieczor i w kazdej chwili zleci niezly deszcz. Na szczescie nie wieje. Jade zobaczyc jak wyglada rezerwat nad jeziorem Boling. Wiosna mam zamiar przyjechac tu z "ciezkim sprzetem" czyli lornetami, aparatami ze statywami i jeszcze chce zaprosic paru fanatykow ptactwa. Po co? By na wlasne oczy zobaczyc ptasi raj... Po drodze spotykam taki oto model naszego rodzimego wehikulu:

Nawet w kraju nie widzialem tak dobrze zachowanego auta. W dalszej czesci trasy mijam dom entuzjasty "Dzikiego Zachodu":

Po kilkudziesieciu kilometrach dojezdzam do Engesvang, niewielkiego miasteczka w regionie ktorego znajduje sie rezerwat. Teraz jesienia wyglada jakby szykowal sie do kilkumiesiecznego snu:

Wiem, ze juz niedlugo przyjade tu jeszcze raz i zrobie mnostwo fantastycznych fotografii...

Jade wzdluz poludnowego brzegu jeziora i wracam ta sama droga do domu.
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
61.00 km 0.00 km teren
03:20 h 18.30 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Karup - Mønsted - Karup<br

Niedziela, 27 lipca 2008 · dodano: 27.08.2008 | Komentarze 0

Karup - Mønsted - Karup

Niedzielna wycieczka do starej kopalni wapienia do Mønsted. Ot, taka jazda "w kolo komina". Miejsce do ktorego jade jest oddalone od Karup ok 30 km wiec to "zadna" odleglosc. W Mønsted od ponad 1000 lat byl wydobywany wapien do zapraw murarskich. Dzieki temu wybudowano setki kosciolow i innych budowli. Wydobycie zakonczono w 1978 roku. Tak wiec kupuje bilet, zakladam kask i zaczynam zwiedzac. Kopalnia jak kopalnia:

Po drodze spotykam kozy ktore sie usadowily na samej gorze...

...i wazki korzystajace z urokow zycia:

Oto chlodne i ciemne korytarze kopalni. Niestety, z wielu fotek tylko dwie nadawaja sie by je pokazac:


Powrot do domu przez rowniny Kongenhus:
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:25 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Aalborg - Karnawal 2008<br

Piątek, 30 maja 2008 · dodano: 30.05.2008 | Komentarze 7

Aalborg - Karnawal 2008


Karnawal w Aalborgu to podobno jedna z najwiekszych tego typu imprez w Polnocnej Europie, a z pewnoscia w Danii. Tak przynajmniej twierdzi Boko. Kto to jest Boko? Duzo by opowiadac, niech wiec na razie pozostanie tym ktory udzielil mi fachowych info na temat karnawalu i pozyczyl rower, bo moj sie przeciez niedawno rozlecial. Pozostaje nadzieja, ze z wysianych kulek z zebatki wyrosna piekne nowe lozyska!

Tak wiec z trzech roznych miejsc Aalborga schodza sie trzy korowody w ktorych uczestniczy chyba cale miasto i polowa kraju. Taki pochod potrafi miec pare km dlugosci. Ludzie przebieraja sie za najrozniejsze istoty i rzeczy, potem ida, tancza i spiewaja: policjanci obok wiezniow, zarloczne lwy obok sarenek, a anioly z diablami. Rycerzy, piratow, czarnoksieznikow nie mozna policzyc... Kto by pomyslal ze Skandynawowie tak potrafia sie bawic? Umieja sie razem zebrac do kupy i to w ilosci wielu tysiecy! Muzyka, piwo, gorace ciala i dobra zabawa... Nie da sie tego opisac. Zastanawiam sie: bawic sie czy fotografowac to zjawisko? Ostatecznie wybieram to pierwsze. Fotki nie sa wiec najlepsze i nie oddaja nawet 1% atmosfery tego swieta. Rower zostawiam w centrum i daje sie poniesc zabawie, mysle ze potem do niego trafie...
Samba:

krzesla na glowie:

Boko i ty tu jestes.., Henrik, jeg hilser dig!

a tu Indianer :), pewnie wypatruje bizonow na horyzoncie:

Z takimi wiezniarkami mozna odsiadywac dozywocie:
Po kilku godzinach parada przeniosla sie do Kildeparku gdzie byl ciag dalszy rozrywki. Spotkalem takie oto stworzenia, gdy im powiedzialem ze beda na BikeStats zaczely sie smiac:

Czarodziei gromadka:

Byly oczywiscie akcenty rasta:

Obok dyskutowali oficerowie:

Z pewnoscia nie mozna powiedziec, ze jest za malo muzyki. Takich scen jest okolo dziesieciu i kazdy moze sluchac tego czego chce:

Mozna by rzec: I ja tam z goscmi bylem, miod i wino pilem...
Bylo fajnie, mimo dziesiatek tysiecy ludzi nie widzialem jakichkolwiek objawow agresji, chociaz niektorzy musieli na chwile sie polozyc i posluchac plyt albo co biedronka mowi. Wszyscy swietnie sie bawili.

Do zobaczenia za rok...
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
48.00 km 0.00 km teren
04:00 h 12.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Lemvig - Harboøre - Vejlby

Sobota, 19 stycznia 2008 · dodano: 20.01.2008 | Komentarze 12

Lemvig - Harboøre - Vejlby - Lemvig

Od samego poczatku pierwszy w tym roku wyjazd rowerem nie zapowiadal sie najmilej. Nie ma co zganiac na pogode, ale jak tu jechac gdy wiatr o malo co nie oderwie lba? Albo nie wyrwie biednemu bikerowi roweru spod tylka i nie wyrzuci go w przestrzen kosmiczna... Mimo to jade. Dzis kierunek Morze Polnocne. Od samego poczatku dostaje w twarz porzadny podmuch wiatru przy okazji zostaje dobrze poinformowany kto tu rzadzi. Ciesze sie tylko z tego ze powrot bedzie milszy bo z kolega wiatrem. Mijam port w Lemvig i krece dalej. Miasto zegna mnie ukazujac mi swoja panorame i po chwili posuwam sie przez pola laki lasy... W pewnym momencie jadac pod gorke i zmagajac sie z silami natury przerzucilem tak nieudolnie bieg ze lancuch sie wpakowal gdzies gdzie z pewnoscia nie powinien. Gdy go stamtad wyjmowalem najzupelniej sie przerwal. No ladnie... Troche mi zajelo zlozenie go z powrotem przy okazji rekawice dostaly innego koloru i upodobnily sie do kreciego futerka. Gdy dotarlem nad morze robilo sie ciemno wiec zdjecia z pewnoscia na zadna wystawe sie nie nadawaja.
Wsciekle Morze Polnocne na Zachodniej Jutlandii. Powrot faktycznie jest zdecydowanie milszy chociaz odbywa sie juz o zmroku. Nastepnym razem zastanowie czy warto probowac wygrywac z wiatrem na rowerze w styczniu.
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
55.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Karup - Herning - Karup.<br

Piątek, 30 listopada 2007 · dodano: 30.11.2007 | Komentarze 1

Karup - Herning - Karup.

Po pracy korzystajac z jako takiej pogody pojechalem na pizze do Herning. Trasa jest o tyle fajna ze prowadzi przez caly czas stara droga kolejowa. Szyn juz nie ma, rozebrane zostaly dawno temu, za to wykorzystano teren, polozono kostke i asfalt i jest ok 50 km pieknego szlaku. Mozna tu zerwac nogi. Ja jednak spokojnie, ok 20km/h zblizalem sie do miasta. Po drodze nic szczegolnego nie widzialem, wiec zaczalem juz fotografowac mijajace stare domy. Oto jeden z nich. To przy okazji restauracja o wdziecznej nazwie: Røde Okse czyli Czerwony Wol. Obiecalem sobie ze zajrze tam kiedys. Herning to miasto nie wyrozniajace sie niczym szczegolnym. W centrum maja ladny deptak ktory ciagnie sie ok pol kilometra. Szukalem pubu w ktorym podaja Guinnessa, ale go nie znalazlem. Jeszcze niedawno byl. Czyzby zapadl sie pod ziemie? wiec na pizze. Miejsce do ktorego z takim zapalem dzis wybieralem znajduje sie blisko dworca. Na dzien dzisiejszy jest to najmniejsza pizzernia w ktorej kiedykowiek bylem moze to Najmniejsza Pizzernia Swiata? Powierzchnia dla klientow ma ok 3 m kw, o stoliku nie moze byc mowy. I tak dobrze ze jest telewizor i lada. Na stojaco moga tu najwyzej zjesc 3 osoby a i tak juz bedzie ciasno.
- Pizze poprosze - mowie
- Na miejscu ?
- Zjem na zewnatrz.
Za pewien czas facet, wygladajacy na mieszkanca Bliskiego Wschodu podaje mi to co chcialem.
- Place cos? Pytam grzecznie.
- ??
- Nie jestem przypadkiem milionowym klientem tej pizzerni? Pytam znow.
Nie nie, nareszcie do niego dotarlo ze probowalem zartem zjesc na tzw "krzywy ryj"
- Wszystko 25 Koron
- Tak, dziekuje.
Zabieram pizze i wychodze. Zjadam i wracam do domu. Powrot - ta sama droga ale juz w innych warunkach bo o zmroku.
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
10.00 km 1.00 km teren
00:40 h 15.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Przyjezdzam z pracy, obiad, potem

Wtorek, 30 października 2007 · dodano: 30.10.2007 | Komentarze 9

Przyjezdzam z pracy, obiad, potem kawka i juz katem oka spogladam na tapczan. Wyloze sie i poleze tak do wieczora - powiedzialem ni to do siebie ni to w powietrze. Patrze na psa a za chwile on na mnie... 10 sekund wystarczy bym wyczytal z jego oczu to co ma mi do przekazania:
- ruszylbys tylek a nie myslisz tylko o wyrze... Z twoich 4 liter zrobilo sie juz 6 a jak tak dalej pojdzie to bedzie ich 8.
- co ty bredzisz piesku? Moze zaczalbys dyskusje milszym akcentem? Za chwile jednak pomyslalem ze Egon - moj 10 letni jamnik ma racje. Przestalem znowu jezdzic. Lubie rower, ale ostatnio nawet na niego nie spojrzalem. Nie ma czasu a po pracy zaraz sie robi ciemno i ganiaj tu czlowieku po zmroku jak jaki nietoperz.
- jedz jedz, nie kombinuj. Rozruszasz gnaty, lykniesz swiezego powietrza, moze kogos ciekawego spotkasz... Tu wydawalo mi sie jakby zmruzyl jedno oko na ulamek sekundy.
- taaa, chyba twojego kulawego kumpla, powiedzialem.
Jednak przekonal mnie. Nie zastanawiam sie dlugo, bo faktycznie, mala rundka wokol miasteczka nie zaszkodzi. Jest juz prawie piata po poludniu, za godzine bedzie sie sciemniac. Jade wiec po prostu przejechac sie po okolicy. Ruszam przez centrum. Jest ono na tyle male ze po trzech minutach nie tylko je opuszczam ale widze juz rogatki miasta. Obok kamien na ktorym ktos zdolny wyryl nazwe miasta - Karup i sylwetke kobiety z dzieckiem. Nastepnie mijam cmentarz ktory bardziej przypomina jakis ogrod w stylu francuskim. Nagrobki zdaja sie byc tylko dodatkiem.
Tu male zdziwienie. Nie ma na nim nikogo a jest przeciez koniec pazdziernika. W kraju na kazdym cmentarzu spotkasz o tej porze pelno ludzi, sprzatajacych, czyszczacych, myjacych nagrobki. Tu cisza, spokoj. Widocznie sprzataja calym rokiem i teraz nie maja takiej potrzeby. Moze Dunczycy inaczej obchodza Swieto Zmarlych? Z pewnoscia nie jest to dzien wolny od pracy a szkoda, wybralbym sie gdzies moim bicyklem...i to nie w kolo komina. Przez chwile jade sciezka dla rowerow, potem przez ok 200 m wskakuje na ruchliwa droge na Herning i zaraz skrecam w kierunku lotniska. Tak tak, miasto wielkosci Kazimierza Dolnego ma wlasne lotnisko cywilne. Srednio co godzine mozna wyleciec stad do Kopenhagi albo stamtad wrocic. Nie trafiam na zaden startujacy ani ladujacy samolot a czekac nie ma sensu bo niedlugo bedzie ciemno. Zreszta widze je prawie codziennie. Wracam. Po drodze robie fotke sympatycznej drewnianej panience z kosa. A wiec nie tylko u nas chlopstwo paradowalo z kosami - pomyslalem. Robie tez zdjecie opisowi tego pomnika. W chacie przeczytam co to za ciekawa osobistosc.
Jade dalej, wjezdzam znow do miasta. Tym razem kieruje sie w strone dawnego dworca kolejowego. Po piecdziesieciu km szyn laczacych miasta Herning i Viborg pozostalo doslownie ok 10 m na ktorych stoi sobie cos, co przypomina skrzyzowanie drezyny z rowerem. To sie dopiero na tym musialo fajnie jezdzic. Tu zaczalem wyobrazac sobie jakiez tez osobliwe podroze musiano odbywac tym pojazdem. Ciekawe ile robiono dziennie km, czy jezdzono szybko, samotnie czy z kims? A dokad, a po co? Robie zdjecie. Troche Jest ciemne, ale zostawiam. Lepsze takie niz zadne. Zreszta nieraz tu bede to zrobie lepsze. Wracam inna droga, skrotem. Wchodze do domu, pies zadowolony lezy. Czesc byku jeden. Jutro biegniesz ze mna! 3km
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
82.00 km 3.00 km teren
05:35 h 14.69 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Do samego konca nie bylem

Sobota, 20 października 2007 · dodano: 20.10.2007 | Komentarze 6

Do samego konca nie bylem zdecydowany gdzie by sie tym razem wybrac. Jest sobota, duzo wolnego czasu, glupio by bylo zostac w chacie i przebimbac go siedzac np. tylko przy kompie. Co robic? Pojechac na polnocny zachod do Holstebro? Moze zobaczyc jak wygladaja jesienia jeziora w okolicy Viborga? Tu wszystko jest jeszcze dla mnie nowe, nie odkryte. W ostatniej doslownie chwili skierowalem sie na poludnie, w strone Silkeborga. Pogoda akurat, nie pada, nie grzmi, nie wieje. Ani upalu ani mrozu. Nic tylko wsiasc, odpalic rumaka i pedalowac. Poczatkowo wybor drogi nie byl najszczesliwszy. Zmagalem sie z wszelkimi pojazdami. Na drodze panowal umiarkowany ruch, jednak na tyle duzy ze po pewnej chwili zaczelo mi to przeszkadzac. Mialem do swojej dyspozycji zaledwie pol metra szerokosci szosy a nawet mniej. Na razie nic ciekawego nie bylo. Jedyna rzecza jaka przykula moja uwage bylo BMW z rozbitym przodem. BMW - Bedziesz Mial Wydatki gosciu. Miales Bardzo Malo Wyobrazni - pomyslalem. A moze to nie byla jego wina? Dziwne, ostatnio jak jechalem do Skive tez widzialem rozbite BMW. Nie, nie mam nic do wlascicieli tych badz co badz porzadnych aut, naprawde nic. Po jakims czasie bylo ciekawiej. Na okolo 20 km drogi zauwazylem po lewej stronie cos w rodzaju prywatnego zoo. Lamy leniwie rozgladaly sie po okolicy, cale stadko danieli wlasnie przebiegalo z jednego miejsca na drugie a strus podszedl do mnie z pytaniem co ja tutaj robie.
Jade przed siebie i zastanawiam sie nad sensem zycia - odpowiedzialem, po czym pojechalem dalej. I znowu te auta... No nie, skrecam w pierwsza boczna droge jaka mi sie nawinie. Jakby za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki zza pierwszego zakretu pojawia sie po lewej stronie asfaltowa droga na ktorej moglem sobie pojezdzic z fantazja czyli stylem pijanego rowerzysty - od jednego brzegu jezdni do drugiego. Nie wolno tak? Nie wypada? Ok, nie wiedzialem. Jaka tu cisza, spokoj. Drozka wije sie a calosc krajobrazu moze byc tematem do niejednego kiczowatego obrazka sprzedawanego tu i owdzie na wszelkiego rodzaju bazarach. W lesie takze spokojniej. Ucichla ptasia wrzawa ktora mozna bylo uslyszec jeszcze 2 miesiace temu. Wlasnie mijam gromadke mazurkow - polnych wrobli niewiele rozniacych sie od ich kuzynow mieszkajacych w miescie. Czarna plamka z boku glowki, delikatniejszy swiergot i brak roznic miedzy samczykiem i samiczka zdradza jednak ze to inny gatunek. Oczywiscie roznia sie tez miejscami wystepowania. Bywa czesto tak, ze na granicy pol i zabudowan te dwa gatunki wystepuja razem, mieszaja sie. Za chwile prawie wszystkie odfruwaja. Zostaje tylko jeden. Zrob mi fotke, cwierka. Ok, nie ma sprawy, nie ruszaj sie tylko. Po chwili juz go nie ma. Hej, a gdzie mam wyslac zdjecie!? Zapomnial dac mi adres...
Jade dalej. Dunczycy kochaja zwierzeta. Dopiero teraz to sobie uswiadamiam. Co paredziesiat kilometrow mijam miejsca gdzie w poblizu domow wystepuja oczka wodne, stawy czy zagrody a w nich trzymaja swoje zwierzeta. Mijam wlasnie jeziorko w ktorym jest mnostwo roznego rodzaju kaczek, wsrod nich mandarynka, kaczka czernica i inne (oj temat na czasie) W oddali za stawem mnostwo krolikow, male, duze, biale, szare... To pewnie zaby tez tu sa i wieczorem z pewnoscia daja niezly koncert... To na razie smieszne kaczuszki. Do widzenia wam! I juz mnie nie ma. Mandarynke widzialem po raz pierwszy w zyciu. Nie wiem dlaczego, ale nie bardzo wierzylem ze tak naprawde ta kaczuszka istnieje a tu prosze, faktycznie jest, zyje i ma sie dobrze!
Im wiecej jezdze po Danii tym bardziej zastanawia mnie pewien fakt. Kraj ten nie ma zadziwiajacych krajobrazow. Nie ma tu gor, wawozow, wyzyn. Nie ma tylu jezior, duzych rzek co w kraju. Chyba nawet depresji nie maja! Jednak kazde miasteczko jest ladne, kolorowe, czyste. W wielu wsiach sa domy majace nierzadko ponad 100 lat. Wygladaja jak skanseny. To wszystko powoduje ze naprawde ladnie tu. Otoczenie otwiera podwoje i mowi przyjezdza, ogladaj, podziwiaj. Gdyby tak w Polsce ktos bardziej o takich rzeczach pomyslal. Mamy taki piekny kraj, tylko madrze wykorzystac to co juz w nim jest. Ech rozmarzylem sie... Jade dalej.
Dojezdzam do Silkeborga. Warto tu przyjechac. Patrzac na nie, ma sie wrazenie a raczej jest sie pewnym, ze jest tu zdecydowanie wiecej samochodow niz ludzi. Dalbym glowe ze tak jest. Mnostwo salonow, placow i miejsc gdzie staja auta roznych marek. Do centrum jedzie sie bardzo fajnie bo z kilkukilometrowej gorki. Na razie nie mysle, ze bede musial stad wyjechac... i to raczej pod gorke. Miasto polozone wsrod lasow i jezior. Jest stolica tzw. Pojezierza Dunskiego, w sumie kilkanascie jezior i maja juz pojezierze. To tu znajduja sie jedne z nielicznych w Danii wzgorz. W tutejszym muzeum mozna zobaczyc dobrze zachowane cialo kobiety z epoki zelaza nazwana Dziewczyna z Elling. Zostala znaleziona niedaleko stad. Tym razem nie obejrze, ale przyjade tu na pewno. Musze sie przekonac jak wygladala kobieta sprzed tysiecy lat. Czy ladna? Ciekawe czy ubrana... Dla damskiej rzeszy tez tu cos maja. Jest zachowana w bardzo dobrym stanie glowa mezczyzny tzw. Czlowieka z Tollund. Podobno nawet zarost na twarzy widac. Ma ok 2000 lat. Wjezdzam na rynek. Knajpki fast-foodow przypominaja mi ze przeciez mozna zrobic przerwe i zjesc cos. Zatrzymujue sie, kupuje kebab, frytki, salata, cos jeszcze. Byc moze to cos jeszcze, sam nie wiem co, (nic nie sugeruje) powoduje ze za godzine szukam bardzo intensywnie krzakow, baczac bym w samotnosci splacal dlug naturze.
Kazda wycieczka ma swoj koniec. Powrot zaczal sie wlasciwie gdy wyjezdzalem z miasta. Wybralem droge nr 3 a potem nr 25. Tak tak. Tutaj sciezki rowerowe maja swoje numery, sa czesto poprzedzielane pasami. Pewnie o autostradach dla rowerzystow tez probowano tu myslec. Drogi sa podzielone na krajowe i lokalne. Ciekawe czy maja stopnie odsniezania. Przekonam sie o tym w zime. Zeby tradycji stalo sie zadosc, ostatni etap wycieczki odbywa sie po zachodzie slonca. Droga wydaje sie nie miec konca, a najbardziej czuje to w lesie. Las w dzien i w nocy to zupelnie dwa rozne swiaty. Nie patrze, moja wyobraznia kreuje miedzy drzewami stada krasnoludkow, dziwnych istot i postaci. Nie przygladam sie, macie dziwadla czas do rana by tam byc i nikomu nie robic krzywdy... a rano sio! Samolot linii Cimber ktory schodzi do ladowania informuje mnie, ze cywilizacja tuz za ciemna sciana lasu. Do Karup - do domu juz niedaleko. Tam czeka piwko, mnostwo piwa. Tylko pare km...
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
15.10 km 0.00 km teren
00:58 h 15.62 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Karup - Frederiks - Karup

Poniedziałek, 24 września 2007 · dodano: 24.09.2007 | Komentarze 0

Karup - Frederiks - Karup
Mała przejażdżka po pracy. Frederiks to mieścina położona 7 km na połnocny wschód od Karup. Kilkanaście ulic, parę marketów i stacji benzynowych. To co by mogło przykuć czyjąś uwagę, to chyba tylko mały kościół z przyległym cmentarzem, nic więcej. W drodze powrotnej wiatr się wściekł. Żeby mu nie było smutno wziął sobie do towarzystwa deszcz i tak razem wracaliśmy.
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
95.00 km 15.00 km teren
06:30 h 14.62 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Wrzosowiska Kongenhus

Sobota, 22 września 2007 · dodano: 22.09.2007 | Komentarze 1

Wycieczka do Skive przez wrzosowe równiny środkowej Jutlandii z wiatrem prosto w nos. Po około godzinie jazdy widzę Kongenshus Park - miejsce gdzie wielu niemieckich śmiałków z XVIII wieku próbowało okiełznać te tereny. Próbowali wypasać tu owce oraz przystosować te ziemie do tego by przynosiły plony. Kongenshus to dom który został przez pewnego pioniera wybudowany za pieniądze króla Fryderyka V. To również kilka tysięcy akrów wrzosowisk. Można to zwiedzać na piechotę, rowerem albo autem.
Pamiątką po tych czasach są kamienie których tu pełno. Stoją jak posągi na Wyspie Wielkanocnej wzdłuż drogi prowadzącej do miejsca gdzie tych kamieni jest najwięcej. Ktoś ułożył je w kształcie wielkiego okręgu i to wszystko o godzinę jazdy rowerem od mojego domu. Pozostaję tu pewien czas, próbuję czytać to, co na tych granitowych głazach jest napisane i zastanawiam się nad przemijającym czasem. Te kamienie pozostaną tu na wieki...
Do Skive, miasta polożonego nad fiordem o tej samej nazwie mam cały czas pod wiatr. Dobrze, ze pogoda zapomniała o deszczu. Pedałuję na zachód. Miasto wita mnie złotą kulą. Co to jest? Ufo, nowoczesny kościół a może pomnik? Na następnym rondzie podobna figura, a raczej coś, co przypomina rusztowanie tej pierwszej. Mimo wszystko oryginalne.
W miescie zwiedzam centrum, pstrykam pare fotek i ruszam dalej. Szukam dogodnego wyjazdu. Już wiem, ze znów nie zdążę przed zmrokiem. Jest po 17 a ja nie zamierzam wracać najkrótszą drogą. Najpierw kilka kilometrów wspólnie ze wszystkim co potrafi jeździć czyli z ciężarówkami, osobówkami i motocyklami a potem polną drogą przez pola i łąki. Mijam uśpione miejscowości Vridsted i Resen. Zachód słońca zostawiam w tyle. Tu dopiero nasza najbliższa gwiazda chowa się za horyzont, gdy w kraju już ciemno. To jeden z plusów życia na Jutlandii - dłuższy dzień. Chwila zastanowienia i mknę dalej. Wjeżdżam do lasu. Została godzina drogi. W domu jestem o 21.20.
Kategoria Dania


Dane wyjazdu:
65.00 km 0.00 km teren
03:39 h 17.81 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Godz 17, słońce jeszcze świeci

Wtorek, 4 września 2007 · dodano: 04.09.2007 | Komentarze 4

Text in Deutsch

Godz 17, słońce jeszcze świeci dość wysoko, wiec długo się nie zastanawiam, wskakuję na rower. Celem dzisiejszej jazdy jest Viborg. Nie muszę na drodze konkurować z samochodami, bo do miasta oddalonego 25 km od miejscowości z której wyruszam prowadzi bezpieczna i dobrze oznakowana droga rowerowa. Kilkanaście lat temu zlikwidowano linię kolejową, a na jej miejsce zbudowano rowerową ścieżkę. Obok niej pola, łąki i lasy.



W Viborgu koronowano kiedyś królów duńskich. Tu skierowałem się do centrum, gdzie można zwiedzić stare miasto i katedrę. Jest to chyba najbardziej charakterystyczna budowla w tym mieście. Liczy prawie 900 lat. Pokręciłem się tu trochę i pojechałem dalej. Było już późno, sklepy w większości pozamykane. Zerkałem co chwila na zegarek i z minuty na minutę coraz bardziej uzmysławiałem sobie, ze nowa lampa przy rowerze przyda mi się.



Od tego momentu zaczyna się mój powrót. Wyjeżdżam z Viborga i jadę w kierunku Holstebro. Tu już niestety nie jest tak dobrze jak na początku wycieczki. Jednak jest pobocze i mogę jechać bez obawy że stanę się zawalidrogą. Co chwila wpadam na chmary muszek... Jak mogłem nie zabrać okularów?! Na rezultat tego błędu nie trzeba było długo czekać. Jedna z muszek wpada do mojego oka. Sama ginie, ale przedtem jak kamikadze robi spustoszenie pod powieką. Zdążyłem wymienić wszystkie znane przekleństwa po polsku i duńsku. (Tych ostatnich nie za wiele, bo ich po prostu ten język nie posiada w takiej ilości jak). Na siebie też jestem zły. Jedyny obiekt godny uwagi podczas drogi powrotnej to stojący po jej lewej stronie kamień oznaczający dokładnie środek Jutlandii. W przewodniku Pascala jest napisane, ze wokół niego jest mnóstwo niedopałków. Nic podobnego, jest czyściutko.



Dojeżdżam do Mønsted. Wiem, że jest tu ciekawa rzecz do obejrzenia. Stare kopalnie wapienia z podziemnymi korytarzami o długości około 35 km to jednak temat na inna wycieczkę. Jeszcze je kiedyś odwiedzę. Robi się ciemno, włączam oświetlenie. Dalsza droga wiedzie do Grønhoj. W towarzystwie aut jadę do domu, gdzie czeka na mnie pies. Gdy przyjeżdżam, witam się z nim, wyjmuję piwo z lodówki, robię kilka łyków i czuję się znacznie lepiej. Wycieczka zakończona.
Kategoria Dania